Schronisko PTTK Cyrla

Beskid Sądecki 2017

||||||

Trzy dni w Beskidzie Sądeckim.

Samochód zostawiamy na ulicy w Szczawncy i PKS-em jedziemy do Nowego Sącza. Cel jaki mamy przed sobą to przejście do Szczawnicy gdzie czeka nasze auto. Jednak na początek musimy kupić kartusz z gazem. Wydawałoby się nic prostszego. Wszak w Sączu sklepy turystyczne są, a miasto leży na trasie kilku szlaków turystycznych i nie jest najmniejsze. Nic bardziej mylnego. Dwa nie istnieją, kolejnego niema już pod adresem z map Google. Miotamy się po całym mieście. Plan był taki że wejdziemy do sklepu tuz po otwarciu, kupimy gaz i ruszymy na szlak. Cóż, nie zawsze wszystko idzie tak , jak się zaplanowało. Na szlak wchodzimy dopiero koło godziny 11. Jest połowa października, temperatura idealna na wędrówkę. Zostawiamy wszystko za sobą. Powolutku pniemy się pod górę zielonym szlakiem przez Majdan. Co chwila się odwracamy, by nacieszyć oczy. Jesteśmy stęsknieni gór, a takich kolorów jakie są teraz nie pamiętam. Po drodze zaglądamy do Cyrli, by smacznie zjeść, du… nie urywa, zupa wodzianka, drugie danie nie dosolone. Generalnie nie polecamy. Nocujemy w okolicy Jaworzyny Kokuszczanskiej, ignorując ryzyko spadających gałęzi rozbijamy się pod bukami. Dobra nasza, są miejsca po ogniskach, prawilnie otoczone kamieniami. Skwapliwie korzystamy z jednego z nich rozpalając niewielki ogień.

Następnego dnia, ruszamy spokojnym marszem czerwonym szlakiem, nie docierając do Pisanej Hali skręcamy na żółty szlak w kierunku Piwnicznej. Po uzupełnieniu zapasów w lokalnym Tesco decydujemy się na szlak zielony. Podejście za kładką nas wykańcza, rozkładamy namiot jak koc i dosłownie zapadamy w sen. Po prawie godzinny drzemce ruszamy dalej, jest już dobrze po południu. Chcemy tylko wyjść poza linie pół i poszukać czegoś na rozbicie namiotu. Jest ciężko nie znałem wtedy jeszcze filozofii Leave No Trace, a pomimo to kierowany instynktem i kultura turystyczną szukałem czegoś z dala od szlaku. Tuz przed zmrokiem znajdujemy łączkę. Nie jest to pustkowie, niema ciszy. Są to odgłosy z jakiejś bacówki w Piwowarach. Słychać skrzypienie zawiasów, brzęk stalowych wiader porykiwanie krów i beczenie owiec. Prawdziwy raj, zdążyłem już zapomnieć jak było na polskiej wsi. Dolatuje do nas tez dym, ma dziwny zapach. Staram się określić co może być jego składnikiem i już wiem… sery, są wędzone sery. Az się uśliiniłem mniam, mniam. Prawdziwa sielanka. Otwieramy więc nasze serki z owocami…to nie to, ale trzeba jakoś uciszyć ten warkot w brzuchu.

Trzeci ostatni dzień, jest dziwny. Organizm zaczął się przyzwyczajać do codziennego wysiłku, a z tyłu głowy siedzi myśl. To koniec, to czas powrotu. Nie będzie już żadnej przygody. Idzie się dziwnie. A jednak nie. Pogoda piękna, kolory jeszcze piękniejsze. Po drodze mijamy wieżę widokową o której mapa milczy. Mam mieszane uczucia co do umieszczania tego typu obiektów w górach, z dala od cywilizacji. Tak, zdaję sobie sprawę że ludzie chcą podziwiać panoramy, ale dlaczego nie można takich wież stawiać tam gdzie i tak już są budynki? Po co tak ćkać (słowo mojej babci, oznaczające upstrzenie czegoś bez sensu) ślady ludzkie wszędzie gdzie się da? (ciekawy jestem Twojego zdania, jeśli masz inne napisz komentarz) . W końcu jest obiecywany eden dla oczu, Obidza. Polecamy każdemu. Widok na Tatry podkreślony kolorami jesieni. Można tu bez trudu dotrzeć samochodem, jeśli więc nie jesteś zwolennikiem pieszych wycieczek, lub zdrowie Ci nie pozwala, to po prostu tu przyjedź. Nie pożałujesz.

Z Obidzy kierujemy się na Grunik. Docieramy na olbrzymi zręb? Polanę? Nie wiem jak to nazwać. Zatyka nas, panorama bije na głowę tą z przed kilku godzin. Z jednego miejsca widać Tatry, Pieniny i Spisz. To już koniec wyrypy. Przez trzy dni spotkaliśmy na szlaku tylko cztery osoby. Wszyscy pojechali w Tatry, machamy do niech i dziękujemy że tam są. 🙂

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.