Deszczowe Kaszuby
Klosnowo i wyłuszczarnia.
Tegoroczny wyjazd na Kaszuby wyszedł jakby przy okazji zupełnie innej sprawy natury służbowej w Bydgoszczy. Dlatego postanowiliśmy to wykorzystać i połączyć obowiązki z przyjemnością. Zdecydowaliśmy się na wypad rowerowy. Nasz wybór padł na Kamienne kręgi w Odrach. Tym razem postanawiamy zrobić całą trasę “tam i z powrotem” rowerami z opcją powrotu pociągiem. Samochód zostawiamy w Klosnowie 5 na prywatnej posesji w agroturystyce u Pana Marka. P. dawnego leśniczego. Jest to niesamowity i przemiły jegomość. Po początkowym niezbyt chętnym przyjęciu obcych na swoją posesję, po kilku zdawkowych zdaniach zaczął nam opowiadać historię tego miejsca.
To dzięki Panu Markowi dowiedzieliśmy się o pobliskiej wyłuszczarni nasion, czym właściwie jest i czemu służy. Opowiedział nam że ma ponad 100 lat, że jeszcze do niedawna działał w niej silnik Diesla. Napędzał on bębny w pod którymi przepływa ciepłe powietrze. Pod wpływem ciepła szyszki się otwierają i w ten sposób są pozyskiwane nasiona. Każde z tych nasion ma swoją geneanologię czyli dokładny opis kiedy i skąd zostało pozyskane. Opowiadamy co o naszych zamiarach. w odpowiedzi dostajemy ciekawszą trasę. Szkoda że wiedzie ona przez lasy powalone w 2017 roku.
Jezioro Trzemieszno Małe.
Od kilku godzin szukamy miejsca na dziki biwak, niestety jezioro Trzemieszno nie spełniło naszych nadziei. Niedostępne i zarośnięte brzegi oraz bliskość zabudowań zmusiły nas do szukania innego miejsca. Znaleźliśmy je ostatkiem sił nad niewielkim jeziorkiem., kiedyś zapewne położonego wśród lasów.
Teraz otaczają je wiatrołomy powstałe w 2017 roku. Upłynie wiele lat i wiele pokoleń nim ten las powróci na jego brzegi. Pomimo smutnego widoku wokół miejsce jest urokliwe, namiot rozkładamy na jego wschodnim brzegu, dzięki czemu dostajemy bonus w postaci pięknego zachodu słońca.
Jezioro Radolne.
Droga wiedzie przez Wiele w kierunku jeziora Wdzydze. Jest stosunkowo trudno, wiatr mamy z północy, a trasa nie jest zbyt ciekawa, wiedzie głównie przez pola. Dopiero w okolicy Borska ponownie wjeżdżamy w lasy. Dodatkowo jak zwykle wybieram szlaki piesze co utrudnia jazdę. Piach i wiatr w twarz wyczerpuja nasze skromne pokłady energii. Jesteśmy coraz bardziej głodni, a jest jeszcze przed sezonem , wszystkie ośrodki dopiero się przygotowują do przyjęcia gości. Nie mamy co liczyć na ciepły posiłek. W Borsku w sklepie kupujemy cos do szamania. Ja jednak nie odpuszczam, widzę jak Dorotka coraz bardziej opada z sił. Tu baton nie wystarczy, Potrzebuje odrobiny luksusu, czyli normalnego obiadu. Ratunek znajdujemy w Jasnochówce. Paszodajnia jeszcze nie pracuje, ale udaje mi się wzbudzić współczucie u spotkanych tam dziewczyn i dostajemy pyszne pierogi.
Pod wieczór docieramy na cypel pomiędzy jeziorami Wdzydzkim, a Radolnym by tam rozbić biwak na dziko. Celowaliśmy w niewielką plażę jaką widziałem na zdjęciach satelitarnych. Wyglądało to jak miejsce gdzie stoją kampery i są przycumowane jachty. Rzeczywistość okazała się z zgoła inna. To miejsce rzeczywiście istnieje jednak zejście do niego od strony lasu jest bardzo trudne. Rozbijamy się więc w krzakach na wysokim brzegu.
Rano nadciąga deszcz, deszcz nie jest zbyt intensywny, lecz pada równomiernie. Warszawsko-harcerska z folią do butów by ochronić warstwę izolacyjną. Dorota prezentuje metodę Kurpiowską czyli chronimy to co najcenniejsze. Las jest piękny, soczysta wiosenna zieleń, krople deszczu na liściach i słońce powoli przebijające się przez chmury i coraz gęstsze liście dają nam niezapomniany spektakl. I
Kamienne kręgi w Odrach
Do Kamiennych Kręgów w Odrach kierujemy się drogą wzdłuż Kanału Wdy. Początkowo żwirówką przez las, a potem coraz bardziej piaszczystą drogą aż do Międzna. To niewielkie i urokliwe sioło.. Ponieważ widok krów pasących się jak za dawnych lat na łące nas urzeka. Zatrzymujemy się by zrobić kilka sielskich fotek. Tuż za wsią wjeżdżamy w las by dosłownie po kilkuset metrach dotrzeć na miejsce. Jestem zaskoczony. Nie wiem czemu w mojej głowie tkwił obraz samotnej polany w sosnowym i mokrym lesie. Zamiast tego trafiamy na ładnie zagospodarowany parking z toaletami zmyślnie krytymi w drewnianych wiatach. Cały teren jest ogrodzony, a przy wejściu siedzi starszy jegomość i sprzedaje bilety.
Zagaduję go i pytam czy mogę tutaj latać dronem. Odpowiada mi że tak i przy okazji uruchamia sie u niego tryb mentora. Otrzega mnie przed zagubieniem urządzenia, jednocześnie dając do zrozumienia że nie uważa mnie za zbyty zdolnego pilota, co jest prawdą. 🙂 Robi to w tak sympatyczny sposób, że zamiast wzbudzić moja niechęć, zachęca mnie do dalszej rozmowy.
Kamienne Kręgi w Odrach są największym tego typu “obiektem” w Polsce, a drugim pod względem wielkości w Europie. Przeprowadzone tutaj badania archeologiczne wykazały, że jest to cmentarzysko składające się z grobowców rodzinnych. Stworzone najprawdopodobniej prze Gotów w I i II w. n.e. Na terenie rezerwatu znajduje się 12 różnej wielkości kręgów i 30 kurhanów.
Wyjątkowe są także walory przyrodnicze Kamiennych Kręgów co spowodowało utworzenie tu rezerwatu florystycznego w 1958 roku. W 1992 roku w trakcie prowadzenia badań botanicznych stwierdzono występowanie na tym terenie ok. 40 gatunków porostów i 6 gatunków mchów, które porastają te owiane nutą tajemnicy kamienie. Na szczególna uwagę zasługują występujące to gatunki wysokogórskie, których jak do tej pory sądzono spotkanie na nizinach jest niemożliwe.
Powoli spacerujemy po niezbyt rozległej megalitycznej nekropolii, robimy kilka zdjęć. To miejsce jest niesamowite, ludzie którzy się nim zajmują stworzyli niezwykłą, meandrującą wśród grobowców i drzew ścieżkę. Naprawdę czuje się niezwykłość tego miejsca. Jest tez chwila by polatać dronem, czekam by nie było blisko innych zwiedzających, nie tyle z troski o ich bezpieczeństwo co z przyzwoitości. By bzyczenie mojej maszynki nie zakłóciło ich pobytu tutaj. Pan przy wejściu to chyba prorok. Zgodnie z jego przewidywania popełniam błąd i zaczepiam lataczem o sosnę. Dron robi salto i….. leci ponownie :).
Wiele.
Wracamy tą samą drogą przez sielskie Międzno kierując się na jezioro Wiele. Chmury już całkiem odeszły w zapomnienie, jest przyjemne 20C. Znów żwirówka tym razem przez przepiękne łąki na których łażą pterodaktyle 😉 (kormorany) . Zostaje z tyłu by pobawić się dronem, Dorotka znika mi gdzieś w oddali. Czeka na mnie w lesie szukając jakiejś paszodajni. W Wielu jest pierogarnia, ma dobre oceny. Zdążamy przed zamknięciem, tyłka nie urywa, ale jest smacznie. teraz pozostaje nam znalezienie miejsca na namiot. Rozbijamy się tuz za miastem, vis vis mamy pole kempingowe. Krzyki i “muzyka” dociera aż tutaj. Takie miejsca nie są dla nas, stanowczo wolimy ponieść minimalne ryzyko zapłacenia mandatu, niż słuchania wrzasków do późnej nocy. Jesteśmy zbyt wybredni by szukać cichszego miejsca. Rozbijamy namiot i ponieważ jest blisko do miasta maskujemy rowery.
Szosą przez Kaszuby
To ostatni dzień, ponieważ Dorotka ma lekko dość, kierujemy sią do Lubni by tam wsiąść w pociąg. Czeka nas tu przykra niespodzianka, tory są w remoncie i żaden pociąg nie jeździ. Jest co prawda komunikacja zastępcza, mamy jednak dwie poważne wątpliwości. pierwsza to czy autobus lub bus zabierze nas z rowerami i czy w ogóle przyjedzie. Niema wyjścia. Ruszamy w kierunku Klosnowa szosą. Jakby tego było mało, co chwila leje, dobrze że choć wiatr sprzyja. W tym całym nieszczęściu mamy odrobinę farta. Każda krótka ulewa jaka nas dopada, robi to za każdym razem koło jakiejś wiaty :).