Pacrafting, mój pierwszy raz.
Początki.
Prawdziwy początek mojego zainteresowania wodą tkwi gdzieś w mrokach ubiegłego wieku w latach 80-tych. Choć mój pierwszy samotny rejs kajakiem miał miejsce w roku 1977 kiedy to bez wiedzy dorosłych zwinąłem kajak i samotnie wybrałem się na przejażdżkę. Zauważyli to ratownicy, którzy ruszyli w pościg bączkiem. udało mi się zbiec “prześladowcom”, a moja mam udała “Niemca” i nie przyznała się do znajomości mojej persony. 🙂 Kilka lat później mój ojciec obiecywał mi wspólny spływ Biebrzą do którego nie doszło. Pływałem więc pontonem i kajakami po jakiś jeziorach i stawach, pływałem po Pojezierzu Brodnickim by po roku 1988 całkowicie zarzucić tę formę aktywności, a właściwie wszelkie formy aktywności, by wrócić do nich pod koniec XX wieku.
Kajak czy pacraft?
To pytanie nurtuje mnie od pewnego czasu. Od kilku lat przeglądałem oferty kajaków, waham się pomiędzy kilkoma pneumatykami. Niestety cały czas były inne wydatki i ich zakup schodził na plan dalszy. Potem zobaczyłem na YT faceta który targał podczas trekkingu niewielki ponton, to zwróciło moją uwagę. Nadal jednak brak było kasy. Do tego dochodzi nasze niezdecydowanie. Jeśli przejrzałeś ten blog to wiesz że podróżujemy czy wędrujemy w różny sposób. Nie wiedziałem czy chcemy po prostu spływać, czy połączyć spływanie z inna formą aktywności. Tak się złożyło że latem zostaliśmy przez naszych sąsiadów zaproszeni na spływ kajakowy Jeziorką. O ile towarzystwo było świetne, to jest to raczej nudne zajęcie. Przez cały czas płynęliśmy w głębokim korycie z trawami 2m powyżej naszych głów. Wtedy stwierdziłem że samo spływanie to nie dla mnie. Moje myśli skierowały się bardziej w stronę packraftu. Te pływadełka są bardzo lekkie i jakby stworzone do przeżywania przygód.
Mój pierwszy spływ packraftem.
Zapisałem się do kilku grup packraftingowych jako typowy podglądacz. Któregoś dnia trafiłem na post Piotrka właściciela kanału na YT i jego spływie wspomniana powyżej Jeziorką. Skomentowałem że to chyba jej dolny bieg i tak nawiązaliśmy kontakt. O tyle skuteczne że już kilka dni później spotkaliśmy się w Konstancinie Jeziorna pod Starą Papiernią na mój pierwszy raz. Nie mogłem lepiej trafić. Kolega jest prawdziwym pasjonatem i tak jak ja zawsze wożę w samochodzie jakieś schronienie i biwakową kuchnię, on wozi sprzęt do packraftu.
Jeszcze przed spotkaniem dostałem wytyczne jak się ubrać, które części ciała chronić bardziej przed wychłodzeniem, a które przed zamoczeniem. Oczywiście dopadła mnie … ta…no… skleroza i zapomniałem butów na zmianę , więc spływałem w tenisówkach. Zaczęliśmy od małego szkolenia jak pompować, co do czego służy, dowiedziałem się że płetwa to keg i do czego służą wąsy. Od razu napiszę że nie do zbierania piany z piwa 🙂 itp. Ruszamy z Chylic, rzeka jest mocno wezbrana, nurt jak dla mnie silny. Na tym odcinku rzeki jestem pierwszy raz, a dzięki porze roku nie płyniemy w zielonym tunelu. Widzimy wszystko, to prawdziwy “Wersal”. Nieopodal rzeki stoją wspaniałe rezydencje poczynając od neoklasycystycznych po bardzo współczesne. Pod jedną z nich przerwa na herbatę. Tu znów żeruje na Piotrze, bo swoją zostawiłem w aucie. Nie widziałbym tego gdyby to było lato. Po drodze mamy kilka przeszkód, które musimy obejść brzegiem lub pod którymi można się przecisnąć. To dla mnie bonus i przygoda w przygodzie. Pod koniec spływamy przez park zdrojowy i wzbudzamy umiarkowane zainteresowanie. Bo przecież zima, bo śnieg. Ludzie wesoło nas pozdrawiają, psy obszczekują tak duże kaczki jak my, ogólnie jest wesoło.